PO FINALE W CZECHACH

SZYMON MARCINIAK PO FINALE MME 2015 W CZECHACH: „TRUDNO BYŁO NAS NIE LUBIĆ”.

 Autor: PZPN

Szymon Marciniak po finale MME 2015 w Czechach: „Trudno było nas nie lubić”.

Dla wielu obserwatorów Młodzieżowych Mistrzostw Europy wygranych spotkania finałowego było dwóch. Szwecja pokonała Portugalię, ale dla nas największym zwycięzcą jest Szymon Marciniak, który świetnie poprowadził decydujący pojedynek imprezy! W rozmowie z Łączy Nas Piłka opowiedział o kulisach wyboru arbitra finału, rozmowach w tunelu, pochwałach legendy sędziowskiej, a także skomentował wpis na Twitterze Prezesa PZPN Zbigniewa Bońka.


Po finale mówi się, że miał on 2 zwycięzców.

Miło takie rzeczy słyszeć. Zdajemy sobie sprawę, że wszystko poszło fajnie, posędziowaliśmy dobrze. Najważniejsze, że nie rozmawiamy o błędach.

O Waszej pracy mówi się tylko pozytywnie.

Dostaliśmy wiele gratulacji z tych najwyższych sfer w UEFA. Nawet nasz szef, Pierluigi Collina powiedział, że było mu bardzo miło w strefie VIP, bo wszyscy podchodzili i gratulowali. „Sędziowie spełnili zadanie” – mówili.  Fajnie, bo mówi się raczej o sędziach wtedy, gdy popełnią rażące błędy.

Do turnieju był Pan bardzo dobrze przygotowany.

Na pewno nie było meczu, w którym coś nas zaskoczyło. Zespół zaprezentował się znakomicie. Nawet w finale widać to było podczas wykonywania rzutów karnych. Paweł Raczkowski i Tomek Musiał mieli arcytrudne zadanie do oceny sytuacji. Wielkie gratulacje.

W trakcie meczu też sędziowaliście bardzo dobrze.

To też prawda. Czasem jednak tak jest w tym zawodzie, że przez 120 minut możesz sędziować bardzo fajnie, a nagle jest zdarzenie, w którym popełniasz błąd. I wtedy mówi o tym cały świat.

„W trakcie meczu wie się, czy to jest ten Twój dzień”. Finał  to był właśnie Pana dzień?

Szczerze, to takie rzeczy czuje się czasami już w tunelu przed spotkaniem. Drużyny nas bardzo dobrze znają. Akurat Portugalii sędziowaliśmy już mecz grupowy z Włochami, który zapowiadał się jako bardzo ciężki. Rzeczywiście Włosi byli specyficznym zespołem, sprawiali na początku dużo problemów. Szybko jednak złapałem kontakt z zawodnikami, gdzieś to się fajnie potoczyło, a zawody zakończyły się bez większych niesportowych zdarzeń.

Zawodnicy docenili dobre sędziowanie?

No Portugalia była bardzo zadowolona z naszego sędziowania i też między innymi dlatego wyznaczono nas na finał. Szwedzi zresztą też nas analizowali. My analizujemy zespoły, ale i one sprawdzają, na ile dany arbiter pozwala, czy będzie wszystko gwizdać. Przeciwnikiem Szwedów była Portugalia, a akurat piłkarze tej ekipy lubią upaść po lekkim kontakcie.

Pan takich rzeczy nie gwiżdżę.

No i właśnie już w tunelu przed finałem porozmawialiśmy sobie i przypomniałem: „Panowie, żeby nie było jak z Włochami, że zaczęliście grać dopiero po 15 minutach. Pierwszy kwadrans, to były ciągłe próby wymuszania fauli, przewracania się po każdym kontakcie”.

W meczu ze Szwedami już tego nie było.

W finale Portugalczycy grali fajnie, nie było żadnego problemu. Dlatego ważne są te pierwsze rozmowy i uściski przed meczem. Czuliśmy, że zawodnicy nas kupują. A sam mecz już to potwierdził. Generalnie nie było trudne spotkanie do sędziowania. Były może 2-3 niewygodne zdarzenia. I oczywiście pamiętajmy, że to był tylko finał młodzieżowej imprezy.

Sędziował Pan jednak dwa najważniejsze spotkania tak prestiżowego turnieju – mecz otwarcia i finał.

No rzeczywiście, rzadko się tak zdarza.

Przypomina Pan sobie taką sytuację?

No właśnie śmialiśmy się z chłopakami, bo skrupulatnie przypomniał mi o tym Paweł Raczkowski, który miesiąc temu był na Mistrzostwach Europy U17 i tam… też sędziował mecz otwarcia i finał! Robiliśmy sobie żarty przed turniejem, że skoro Paweł sędziował już finał, to ja jestem z niego „wyleczony”. W trakcie imprezy bardziej nastawiałem się na półfinał.

Przed decyzją o obsadzie sędziowskiej finału, czuł Pan, że jest głównym faworytem?

Byliśmy szczęśliwi, gdy wyczytali nasze nazwiska. To taka fajna chwila, pierwszy raz byłem świadkiem tego, jak to się odbywa. Tak samo jest na mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy.

Jak to się odbywa?

Cała grupa siedzi w jednym pokoju i wyświetlają się na dużym ekranie obsady. To jest też fajnie odwlekane, bo najpierw widzisz mecz, potem godzinę, miejsce spotkania i dopiero nazwiska. Akurat w tym przypadku zaczęliśmy nietypowo, bo najpierw wyświetlona została obsada sędziowska finału, a dopiero potem półfinałów.

Zobaczył Pan swoje nazwisko na ekranie i…?

… czułem się po prostu zadowolony. Nie ukrywam, że wszystkie pozostałe zespoły sędziowskie w ciemno typowały nas do poprowadzenia finału. Drużyny miały bardzo dobry kontakt z nami. Zresztą znamy Tomka Musiała i wiemy, jak potrafi złapać kontakt z piłkarzami (śmiech). Trudno było nas nie lubić.

Co zadecydowało o takim wyborze?

Myślę, że doświadczenie, bo w takim zespole sędziujemy już bardzo długo. Ta współpraca i nasz wspólny staż miały znaczenie. Też drużyny, którym sędziowaliśmy, miały o nas dobre opinie. Mieliśmy Portugalię, która zagrała w finale, a wcześniej była z nas zadowolona.

Po raz drugi w turnieju sędziowaliście tej samej drużynie. Przewaga czy raczej dodatkowy ciężar?

Myślę, że dużym plusem było to, że byliśmy naprawdę dobrze odebrani przez zespoły. Oceny były bardzo dobre, a Portugalia nie zgłaszała żadnych pretensji. W ogóle nie było żadnych kłopotów, a szczerze powiedziawszy, więcej kłopotów sprawiali Włosi.

Łatwo się sędziowało Portugalii?

Generalnie tak, ale i oni mogą sprawiać kłopoty. Lubią się położyć, mają dynamicznych zawodników i to sprawia, że czasami można mieć kłopoty z oceną. Myślę, że decyzja o obsadzeniu nas na finał była odebrana bardzo pozytywnie.

Poprowadził Pan 3 spotkania Młodzieżowych Mistrzostw Europy i każde z innym ciężarem gatunkowym. Które z nich było dla Pana najtrudniejsze?

Faktycznie najmniej wspominam teraz o meczu otwarcia. Nie wiem, czy był on najtrudniejszy, ale na pewno najważniejszy. Pierwszy mecz turnieju wyznacza trend sędziowania na całej imprezie. Wielkie oczekiwania, pełen stadion, Czesi grali bardzo dobrze, a na koniec przegrali. Duża odpowiedzialność i wyzwanie.

Widział Pan tweet Prezesa Bońka?

Nie widziałem. A co Prezes napisał?

[Marciniak czyta wpis na Twitterze]

No bardzo mi miło czytać takie opinie.  Reprezentujemy Polskę i tym bardziej nam zależy na takich opiniach. Zdaję sobie sprawę, że mój zawód jest na swój sposób brutalny. Jak się nie uda dobrze poprowadzić meczu, to następnego nie będzie. Trzeba być prawie idealnym, a jak zdarzy się błąd, to niech będzie to coś, czego nikt dłużej nie zapamięta.

Ostatnie dni są dla Pana męczące?

No wczoraj do trzeciej w nocy cały czas odbieraliśmy gratulacje. Z całego świata przychodziły miłe wiadomości, telefony. Takie rzeczy cieszą, ale trzeba się mocno trzymać ziemi i nie odfrunąć. To był finał, ale to był tylko finał U21.

Na trybunach Pana pracę obserwował Pierluigi Collina.

Wielki autorytet dla wszystkich sędziów. Naprawdę potrafi wprowadzić niesamowitą atmosferę, ma ,powiedziałbym, niezwykłą osobowość. Zaraża swoim perfekcjonizmem i profesjonalizmem. W naszym przypadku dobrze trafił, bo my jesteśmy podobni. Podchodzimy uczciwie do naszej roboty. Poprzeczka rośnie, ale wiemy nad czym pracować.

Mecz finałowy w ocenie ekspertów poprowadzony był perfekcyjnie.

Zrobiliśmy sobie analizę finału i znalazłoby się kilka błędów. Nie ma jednak nikogo, kto potrafi perfekcyjnie poprowadzić spotkanie.  Nigdy jeszcze nie było meczu idealnego i takiego nie będzie. Parę poprawek trzeba nanieść, żeby było jeszcze lepiej. Wiadomo, do czego prowadzi spoczywanie na laurach…

Że to może być ostatni poprowadzony finał.

Dokładnie tak.  Fajnie jest, jak chwalą, ale sędziowanie jest na tyle niewdzięczne, że jedna sytuacja może zmienić obraz całej roboty. Ktoś komuś zasłoni, ktoś przebiegnie między oczami i czegoś nie zauważysz. Ludzie się śmieją, że sędzia był 5 metrów od sytuacji i czegoś nie dostrzegł. Jeżeli ktoś nie był sędzią, nie wie, że czasami te 5 metrów przeszkadza w podjęciu optymalnej decyzji. Taki jest jednak ten zawód i trzeba się z tym pogodzić. Mam jednak filozofię, że poniżej pewnego poziomu nie powinno się schodzić.

Widzimy się na EURO 2016?

Na pewno, ale w jakiej roli, to zobaczymy… Jeżeli nie zostanę wybrany, to na pewno pojadę sobie jako kibic, bo to kolejne doświadczenie. Ale też nie oszukujmy się. Zdaję sobie sprawę, w jakim miejscu jesteśmy. Na dniach przychodzą decyzje o spadkach i awansach sędziowskich. Na pewno spadek nam nie grozi (śmiech). Nie chcę zapeszać, wiadomo, że słyszy się różne głosy, najczęściej pozytywne. Jesteśmy na tyle przygotowani z chłopakami, że możemy pojechać na EURO 2016. Patrzę pozytywnie w przyszłość, więc zobaczymy. Pewnie meczu otwarcia nie dostanę, ale i tak fajnie byłoby coś posędziować! (śmiech)

Rozmawiał Cezary Jeżowski
Zespół sędziowski Szymona Marciniaka:
Sędziowie liniowi:
Paweł Sokolnicki
Tomasz Listkiewicz
Sędziowiei bramkowi:
Paweł Raczkowski
Tomasz Musiał
Sędzia techniczny:
Radosław Siejka