Gwizdek – Respect. Blog Marcina Roslonia (fragmenty)


Spędziłem ostatnio cały zawodowy dzień z sędzią Robertem Małkiem i jego trójką asystentów Krzysztofem Myrmusem, Marcinem Lisem i Mirosławem Góreckim. Od przyjazdu na stadion przy Reymonta w Krakowie, przez mecz Wisły z Lechem, po odprawę po ostatnim gwizdku. Powiem szczerze, że sam nie wiedziałem czym to się je. Moja kamera była z Nimi wszędzie, nawet w toalecie;). Chciałem zobaczyć i pokazać jak przeżywa swój mecz, swoją pracę sędzia główny, para liniowych i techniczny.

Co zobaczyłem? Profesjonalizm, stres, ogromne emocje, wysiłek, przeżycia. Kawał trudnej roboty. Zobaczyłem sędziów z innej strony, z Ich własnej ciasnej perspektywy. Słyszałem tak jak Oni niepochlebne krzyki kibiców, puszczałem mimo uszu ciągłe pretensje piłkarzy, narzekania trenerów i przytyki kierowników zespołów. Widziałem niezwykłe, ponadprzeciętne skupienie, dobrą formę, dbałość o każdy detal. Koszulka, emblematy FIFA, kartki, ołówek (tak, tak, wcale nie długopis – odsyłam do PS na koniec wpisu;), gwizdek, chorągiewki, system komunikacji, odbiornik, nadajnik, słuchawka, narada, sprawdzenie sprzętu, solidna rozgrzewka, mecz, potem długa papierkowa robota. To nie zabawa w sędziego, to zawód. I też starałem się podejmować z wysokości boiska każdą decyzję w tempie akcji. Bez powtórek, bez pomyłki, tylko ten jeden jedyny raz. Nie dałem rady, Oni dali.

Podsłuchiwałem rozmów pomiędzy Nimi w szatni przed meczem, podczas odbierania boiska, rozgrzewki, przerwy, w tunelu, wreszcie po zawodach. Poczułem wielką presję, której zdajemy się nie dostrzegać. Trenerzy, piłkarze, kibice – wszyscy mogą w naszych oczach popełnić błąd, bo przecież są zestresowani, spęci, uzależnieni od przypadku, wyniku, fartu, rywala, etc. Jakoś wpadkę wytłumaczymy, jakoś wybaczymy. U sędziów ładunek emocjonalny jest nieporównanie wyższy. Oni rozkładają winę za błędy na czterech i nie mają szans na odrobienie strat w tym samym meczu, a muszą gwizdać dalej jak najpoprawniej.

Niespełna 3 lata temu zdałem egzamin teoretyczny na sędziego piłkarskiego, nie przystąpiłem jednak do testów biegowych, nie prowadziłem samodzielnie żadnego meczu ligowego choćby w B klasie. Mam dyplom ukończenia kursu i na tym na razie koniec. Zawsze za to byłem aktywny w rozmowach z sędziami podczas gry. Często chroniła mnie opaska kapitana, bo do grzecznych nie należałem. Pyskowałem, awanturowałem się, zawsze wiedziałem lepiej (czasem rzeczywiście tak było;). Przecież każdy wie lepiej, prawda? Przecież sędzia umie się tylko mylić i gwizdać głupie faule. Już dawno zmieniłem zdanie, dokładnie wtedy, gdy sędziowanie przestało mnie osobiście dotyczyć i nauczyłem się na nie patrzeć z dystansem i obiektywnie.

Zawsze, gdy komentuję mecz, uważnie przyglądam się pracy sędziów – jak się poruszają, jak się komunikują, jak współpracują w czterech ze sobą, czy są konsekwentni w decyzjach. Kiedy popełnią błąd widoczny na oko, wówczas go wytykam bez zwłoki, jeśli natomiast sam potrzebuję do analizy kilku powtórek z różnych ujęć kamery, staram się sędziego zrozumieć, potem usprawiedliwić. Pamiętam jednak, że to jego zawód, że za poprawne gwizdanie zarabia pieniądze, ale biorę pod uwagę czynnik ludzkiej omylności, siłę sugestii i piłkarzy, których za kiwanie sędziów częściej klepie się po plecach niż wali po łbach.

Jestem za wprowadzeniem zapisu wideo w piłce nożnej, to tylko pomoże sędziom, także w Polsce. Howard Webb popełnia sporo błędów, ale nadal jest i niezmiennie będzie już w czołówce sędziów na Świecie. Niedawno w Anglii zapadły w jednym meczu dwie kontrowersyjne decyzje przyznające dwa gole Chelsea w derbach z Tottenhamem. Najpierw sędzia asystent przekonał głównego, że po strzale Franka Lamparda i klopsie Heurelho Gomesa piłka całym obwodem przekroczyła linię bramkową. Nie przekroczyła, ale mimo dobrego ustawienia na boisku sędziowie mieli prawo tego nie dostrzec. Główny był za polem karnym, asystent idealnie pilnował ostatniego przed bramkarzem Koguta. Potem był jeszcze zwycięski gol Salomona Kalou ze spalonego. Kilkudziesięciocentymetrowego, ale jednak spalonego. Przeklęta mijanka, której nienawidzą asystenci na całym Świecie, bo piłkarze w momencie podania biegną w przeciwnych kierunkach. Te dwa błędy były jednak ludzkie, wpisane w możliwości percepcyjne, chęć gwizdania z duchem gry, zawrotne tempo przedziwnej akcji i refleks sędziego. I to angielskiego.

Te pomyłki mogły w ostatecznym rozrachunku kosztować Manchester United tytuł Mistrza Anglii, ufff, nie kosztowały, bo Czerwone Diabły były bezpośrednio lepsze tydzień później od The Blues. Gdyby było możliwe odkręcenie powtórki wideo, sprawa byłaby jasna w 15 sekund, a sędziowie mieliby czyste papcie. I zamęt wokół kontrowersji trwałby minutę zamiast trzech. Nikt pewnie też nie dostałby żółtej kartki za niesportowe zachowanie i krytykowanie orzeczeń sędziego. Jednak decyzje o wprowadzeniu do piłki zapisu wideo podejmuje kto inny, arbiter to trybik w wielkiej machinie światowego sędziowania. A to machina ogromna i mocna finansowo. Zresztą coraz prężniej działająca, nawet w naszych telewizorach możemy spotkać łysą glacę Pierluigiego Colliny, który prosi dla sędziów o RESPECT.

Uważam, że naszym sędziom do Webba i innych Anglików: Halsey’a, Atkinsona, Dowda brakuje tylko paru detali. Nie fizycznych i związanych z umiejętnościami, ale tych najważniejszych, tych samych, których brakuje polskim klubom i piłkarzom. Ogrania w Europie, gwizdania meczów w eliminacjach EURO, na wielkich imprezach, w Lidze Mistrzów. Ale do tego potrzebne są postępy, pieniądze, czas i promocja. Postępy w rozwoju naszych klubów i ekstraklasy. Reprezentacji Polski też.

Pieniądze mądrze wydawane na obcych piłkarzy, którzy poderwą ligę i słabszych od siebie Polaków szczebel umiejętności wyżej. Pieniądze inwestowane w młodzież i poszukiwanie talentów w naszych województwach, a nie na Bałkanach czy na Copacabanie. Wreszcie kontynuowanie i rozwijanie zawodostwa sędziów.

Czas na dźwiganie coraz większych ciężarów i planowane w budżetach i planach długodystansowych ściganie europejskich gigantów. My mamy być jak maratończycy. Najpierw pokonać swoje słabości w pierwszym maratonie, a potem z każdym następnym biegiem się poprawiać. I gonić. Ale najpierw i za każdym razem potem czeka nas parę miesięcy treningu. Zwykłej niezwykłej pracy. Tego czego nie widać codziennie, a co pokazujemy w dniu startu, meczu, wydarzenia. Biegam maratony i wiem jak trudno urwać 3 minuty przez 42 kilometry 195 metrów. Trzeba, haha, czasu.

Potem przyjdzie chwila na promocję. Najpierw u nas w Polsce, a potem jak już będziemy mieli czym się pochwalić i zmienimy proporcje w narzekaniu na korzyść chwalenia i cenienia tego co mamy w naszym kraju i co lub kogo możemy mieć, to i w Europie. Nic na siłę, samo przyjdzie.
Ale pracować i grać nie można już tylko na pół gwizdka.
RESPECT.

PS. Ołówek jest dla sędziego niezawodny, ponieważ podczas deszczu notatki o kartkach i karach dla piłkarzy nie rozpłyną się jak tusz z długopisu. Cała tajemnica.

zrodlo: www.canalplus.pl     www.sedziapilkarski.pl