“Babola nie było”

Kiedyś odbyło się sympozjum dla trenerów ekstraklasy prowadzone przez Andrzeja Strejlaua. Poprosił on zebranych na sali szkoleniowców, by podnieśli ręce do góry ci, których drużyny zostały w zeszłym sezonie skrzywdzone przez sędziów. Wszyscy zgodnie podnieśli. Później poprosił, aby anonimowo napisali, ile w przybliżeniu stracili punktów przez pomyłki arbitrów. Sporo tego wyszło. Jedni napisali, że pięć, inni piętnaście. Na koniec Strejlau rozdał nowe, karteczki. „A teraz napiszcie ile punktów dzięki pomyłkom sędziów w analogicznym czasie zyskaliście” poprosił. Nikt nic nie wpisał. Okazało się, że wszyscy tylko tracą…

6 godzin do meczu
szulc_marcinTrójka arbitrów wsiada w Warszawie do samochodu. Kierowca – Piotr Siedlecki, lat 34, właściciel prywatnej firmy. Zazwyczaj sędzia główny, dzisiaj wyjątkowo techniczny. Obok – Jakub Wójcik, lat 32, pracownik firmy zajmującej się dostarczaniem materiałów biurowych, sędzia liniowy. Z tyłu za kierowcą Marcin Szulc. Lat 34, sędzia główny, międzynarodowy, zawodowy. Do ekipy ma dołączyć mieszkaniec Łodzi Konrad Sapela. Sędzia liniowy, międzynarodowy, zawodowy. Cel – niedzielny mecz na szczycie polskiej ekstraklasy, spotkanie PGE GKS z Lechem.

W drodze do Bełchatowa sędziowie żartują, śmieją się. Na stres przyjdzie czas, ale później. – Czego najbardziej nie lubię wśród piłkarzy? – powtarza pytanie Szulc
– Nienawidzę płaczków. „Panie sędzio to, panie sędzio tamto” – przedrzeźnia arbiter główny. W meczu, który mają prowadzić, na największego płaczka wyjdzie obrońca gospodarzy Mate Lacić. – Nie wkurzaj mnie, jak ty wycinasz to w porządku jest, a odwrotnie, to się skarżysz? – zapyta go w czasie meczu Szulc.

3 godziny do meczu
Tuż przed Bełchatowem do sędziów z Warszawy dołącza Sapela. Oba samochody podjeżdżają pod bramę wyjazdową stadionu. Przez uchyloną szybę pada słowo – sędziowie. Brama otwiera się, auta parkują pod budynkiem klubowym. Czwórka arbitrów udaje się od razu do szatni. To małe pomieszczenie, gdzie z trudem mieszczą się metalowe szafki, cztery krzesła i stół. Na stole stoją cztery filiżanki, kawa, herbata i taca z kanapkami. – Robię dzisiaj za kelnera, komuś coś potrzeba – śmieje się Siedlecki. Chwilę później zostawia kolegów i udaje się w poszukiwania delegata PZPN. Znajduje go w jeszcze mniejszym pokoiku na piętrze budynku klubowego. – Informuję, że sędziowie już są na stadionie – melduje Szulc.
– Za półtorej godziny przyjdę do was i załatwimy formalności – odpowiada delegat.

1,5 godziny do meczu

W małym pokoju sędziowskim robi się tłoczno. W środku oprócz arbitrów na krześle siedzi delegat PZPN. W drzwiach stoją kierownicy obu drużyn – Łukasz Mowlik z Lecha i Dariusz Marzec reprezentujący gospodarzy.
Delegat: – Kolor koszulek gospodarzy?
– Biały – odpowiada Marzec, pokazując trykot, w jakim zagra zespół z Bełchatowa.
– Kolor koszulek gości? – delegat to samo pytanie zadaje Mowlikowi.
– Jeśli pan sędzia na to pozwoli, to niebieskie – droczy się Mowlik.
Odprawa trwa kwadrans. Pod sam koniec delegat oddaje głos Szulcowi. – Proszę przekazać zawodnikom, że nie toleruję gry łokciami i fauli bez piłki. Jestem na to uczulony. Tak samo jak na płacze i wymuszanie fauli – informuje Szulc.
Na sam koniec czas na małą szermierkę słowną. Mowlik, który w stosunku do sędziów cały czas był ironiczny i sarkastyczny, zostaje zapytany przez Sapelę: – Wciąż płacisz składki, czy skończyłeś na gwizdaniu trzeciej lig?

Arbitrzy zakładają zestaw do komunikacji. Składa się ze słuchawki i nadajnika. Ten, którym dysponują sędziowie meczu w Bełchatowie, kosztował blisko 5 tysięcy euro. Zrzucili się. Słuchawkę przytwierdzają do ucha, nadajnik na rękę, pod koszulkę. – Kiedyś przyczepiłem tak jak się powinno do pasa. Sędziowałem na krawężniku, czyli na linii mecz na Widzewie. No i jechali mi z trybun: – “ty rudy grubasie” – bo przez ten pas człowiek wygląda, jakby nie dbał o siebie – przypomina sobie Wójcik. – Tylko z rudym nie wiem o co chodziło, bo ja blondyn jestem – dodaje. Delegat wychodzi. Wróci po meczu.

Mecz
Obie drużyny czekają w tunelu. Techniczny stoi przy linii środkowej boiska. – Konrad właśnie sprawdza im buty – informuje Siedlecki, dodając przez mikrofon:
– Żadnych opóźnień ze strony telewizji nie ma. Możecie wychodzić.
Chwilę wcześniej napastnik Lecha Poznań, Robert Lewandowski musiał na szybko poprawić swój wygląd. Reprezentant Polski zawsze na getry zakłada krótkie białe skarpetki. W tym meczu jednak zawodnicy gospodarzy grają w białych getrach. Lewandowski musi zakleić skarpetki niebieską taśmą. Chodzi o to, aby podczas meczu sędziemu nie pomyliło się czyja noga była faulowana, a czyja faulowała. – Dobra, trochę wystaje biały kolor, ale jest OK. Przejdzie – przez mikrofon nadaje Sapela.
Pierwszy gwizdek. Tuż po rozpoczęciu Szulc już wie, że nie będzie łatwo. Dariusz Pietrasiak trafia nogą w twarz Lewandowskiego. Chwilę później zamieszanie pod ławką rezerwowych Lecha, sytuację łagodzi sędzia techniczny. Zaraz po tym kibicom nie podoba się jakaś decyzja. – Sędzia ch.., jeb.. PZPN – dość szybko, bo już w 17. minucie na stadionie słychać nieśmiertelną przyśpiewkę. – Czy coś takiego wywołuje we mnie jeszcze jakiekolwiek emocje? – powie później Wójcik. – Mniej więcej takie, jak wycieczka na grzyby do lasu.

Na boisku robi się coraz bardziej gorąco. Zbigniew Zakrzewski uderza przypadkowo Bartosza Bosackiego. Wszystko dzieje się na wysokości ławki rezerwowych gości. – Kur…, panie sędzio, to jest kartka – krzyczą niemal wszyscy rezerwowi. Kartki nie ma, Sapela nic nie podpowiada głównemu. Dwie minuty później Szulc słyszy w słuchawce – czerwona. Sapela widzi uderzenie Wojtkowiaka w twarz Macieja Małkowskiego. – Nie pytałem o to jeszcze raz. Nigdy tak nie robię. Konrad widział sytuację, jest doświadczony – tłumaczył później Szulc.

– Stałem trzy metry od sytuacji, nic nie widziałem. Ale Wojtowiak do Małkowskiego powiedział „nie chciałem”. To jakby się przyznał – mówi tuż po faulu techniczny. Mało tego, po meczu Wojtowiak w wywiadach będzie opowiadał, że nie uderzył Małkowskiego w twarz celowo. Chciał go po prostu powstrzymać, a że zawodnik gospodarzy jest niski, więc trafił go w głowę. Wygląda na to, że kierownicy obu drużyn nie przekazali piłkarzom przedmeczowych zaleceń Szulca. Albo zrobili to dopiero w przerwie. Bo w drugiej części meczu piłkarze łokci już nie używali.

Przerwa
Sędziowie schodzą do szatni. Jako pierwszy zbiega Sapela. Bierze klucz od technicznego i znika w tunelu. Chwilę później dołączają do niego koledzy. W przerwie nie rozpamiętują tego, co się wydarzyło wcześniej. Nikt też nie patrzy na telefon komórkowy. – Koledzy często wysyłają SMS-y, czy był babol czy nie – mówi Wójcik. Babol to błąd, taki naprawdę duży.

– Wiele zależy od głównego. Są tacy, którzy w przerwie rozmawiają o babolach. Ja nie chcę, to może źle wpłynąć na wszystkich – tłumaczy Szulc, grzebiąc przy swoim nadajniku. – Kubuś, coś z tym jest nie tak. Przez całą połówkę prawie w ogóle mnie nie słyszeliście – mówi do liniowego.
Nic nie da się zrobić, piętnaście minut przerwy to za mało czasu. W drugiej połowie jego nadajnik będzie jednak funkcjonował poprawnie. Gorzej za to będzie z nadajnikiem technicznego. – Złośliwość rzeczy martwych. Jest w Polsce stadion, na którym cały system w ogóle nie działa. Na Legii. Może to przez te anteny na masztach? – zastanawia się Sapela. Przerwa mija szybko, rozpoczyna się druga połowa. Pojawia się problem z kamerzystą – stoi za blisko linii, przy której biega Sapela. – Zabierz go z krawężnika – mówi liniowy do technicznego, kiedy przebiega obok niego.
- Przysłonił mikrofon, żeby Szulc tego nie słyszał. Nie chce go dekoncentrować – informuje techniczny.

Zaraz po meczu
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią tuż po meczu do szatni sędziów wchodzi delegat PZPN. Wizyta zajmie mu dosłownie chwilę. – Zaangażowanie obu drużyn? Postawa wobec sędziego? – wypełnia przygotowaną wcześniej ankietą. Odpowiedzi są potrzebne do klasyfikacji fair play. Na tym kończy się jego zadanie. Jego miejsce za kilka minut zajmie obserwator, który oceni postawę arbitrów w meczu. – Część jego pogadanki jest tajna, to zostaje między nami – informuje Siedlecki. Obserwator nie opuszcza szatni przez blisko godzinę. Czterej arbitrzy słuchają monologu człowieka, który następnego dnia wystawi im oceny. Nie wszystkim, bo techniczny nie podlega punktacji. O co chodzi z notami? W bardzo dużym skrócie – ta poniżej 7,0 punktu jest zła. Wynik w przedziale 7,1-7,9 jest przeciętny. Każda ocena od ósemki wzwyż cieszy. – Było kilka uwag, zawsze są – opowiada Szulc.

2 godziny po meczu
Pogadanka z obserwatorem kończy się. Fakt ten bardzo cieszy pracowników stacji Canal+. Od ponad godziny czekają pod szatnią sędziów, aby porozmawiać z Szulcem o decyzji z 20. minuty meczu. Zdążą w ostatniej chwili z materiałem. Prosili sędziego głównego już wcześniej, ale Szulc musiał im odmówić. Arbitrzy do momentu zakończenia rozmowy z obserwatorem nie mogą komentować decyzji, jakie podjęli na boisku. Szulc z Sapelą ruszają do wozu transmisyjnego. Wracają po kilku minutach.

– Nie wyciągną nam tego, obejrzeliśmy powtórkę, skomentowaliśmy na żywo. Słuszna czerwień dla Wojtkowiaka – mówi Sapela. Czy nie mają stresu przed kamerami na żywo tłumaczyć się z kontrowersyjnych sytuacji, zważając na fakt, iż sami nie widzieli powtórek? – Nie. Pamiętam kiedyś sytuację, jak tuż po meczu męczono mnie przed kamerą, abym się wytłumaczył z czerwonej kartki, jaką pokazałem Mariuszowi Ujkowi – wspomina Szulc. – Dwukrotnie grzecznie odmówiłem. Tłumaczyłem im, że z pewnych względów nie mogę powiedzieć o co poszło. A oni dalej swoje. To była relacja na żywo. Po trzeciej prośbie w końcu się ugiąłem i mówię: “Ujek wyleciał z boiska, bo powiedział do mnie, cytuję: ty skurwysynu jebany” – śmieje się Szulc.

4 godziny po meczu
Niedługo północ. Dwa samochody zatrzymują się w zajeździe 20 kilometrów od Bełchatowa. Można już zamówić piwo i porozmawiać. Telefony sędziów cały czas dzwonią, co chwila przychodzą SMS-y.
– Nie było babola, nic wam nie wyjmą – przeważają takie opinie. Koledzy sędziowie i znajomi nie śpią. Obejrzeli powtórki programu Kontrowersje w Canal+. Wójcik dostaje nawet MMS ze zdjęciem akcji z 20. minuty. Widać uderzenie w twarz, jakie zaserwował Wojtkowiak Małkowskiemu. Panowie wyraźnie są już wyluzowani, ciśnienie zeszło. Czy opłaca im się sędziować? Co tydzień przechodzić przez podobny stres? – Nie wyszedł mi mecz Korony z Polonią Bytom przed kilkoma dniami. To dla mnie punkt zwrotny. Do tej pory gwizdanie było hobby, coś czym się pasjonuję. Ale po Kielcach coś się zmieniło. Dostałem z każdej strony. Przeżyłem dwa dni horroru. Wiem teraz, że owszem, może jest to pasja. Tylko bardzo niebezpieczna – mówi Siedlecki.

– Wszyscy z nami jadą, że robimy pomyłki . Tak jakby nas pomyłki nic nie kosztowały. Kiedyś chciałem zostać głównym, dobrze mi szło, mogłem awansować. Zaliczyłem wymagane siedem meczów, za które dostałem wysokie noty. Zdecydowałem się zagwizdać jeszcze raz. No i wypaczyłem wynik. Nie awansowałem, nie jestem głównym – dodaje Wójcik.

źródło: Łukasz Cielemęcki       sports.pl